Ustawienia rodzinne Hellingera – szkodliwa szarlataneria?

Ustawienia rodzinne B. Hellingera to dla jednych efektowna psychodrama a inni widzą w niej skuteczną psychoterapię grupową, po której widać natychmiastowe efekty. Ale czy na pewno? Jak jest w rzeczywistości? W rzeczywistości cyt.  (dr. Bartosz Zalewski, psycholog, psychoterapeuta , wykładowca Uniwersytetu SWPS) ,, uczestnicy biorą udział w seansie grupowym , albo, jak określił to prof. Dariusz Doliński, w „psychodramie połączonej ze zbiorową hipnozą”. Na pewno ustawienia B. Hellingera nie są sesją terapeutyczną.

 

Jak wygląda taki seans grupowy? Na czym polega?

Według Helingera celem takich ustawień jest pojednanie klienta z rodziną z żyjącą ale i ze zmarłymi jej członkami. Taka potrzeba wynika z faktu, że w przeszłości członkowie rodziny mogli dopuścić się zła. To było przyczyną ich wykluczenia z rodziny, a w konsekwencji stało się źródłem  cierpienia i zaburzyło relacje rodzinne. Wykluczonych trzeba pojednać z rodziną, by przywrócić naturalny porządek. Pojęcie „naturalnego porządku” jest kluczowe dla metody Hellingera, będącej mieszaniną pseudo psychologii oraz twierdzeń opartych na myśleniu magicznym. Bert Hellinger odwołuje się w niej m.in. do teorii pola morficznego Ruperta Sheldrake’a (brytyjski biolog i pisarz, badacz telepatii – przyp. red.), zgodnie z którą jesteśmy energetycznie połączeni z całą planetą, tak z istotami żywymi, jak i martwymi. Taki jest naturalny porządek. Jeśli zostanie zaburzony, należy go podczas ustawień przywrócić. Według Hellingera każdy musi przynależeć do rodziny. W naturalnym porządku zawiera się też twierdzenie, że poprzednie generacje zawsze mają rację i dzieci powinny bezwzględnie szanować rodziców.

Jeśli rodzice byli lub są sprawcami zła?

Hellinger twierdzi, że należy stanąć po stronie osób, które wyrządzały zło i przez to zostały wykluczone z rodziny. Ich prawo przynależności do rodziny zostało naruszone, co spowodowało cierpienie jej członków, w tym krzywdziciela. Podczas seansu wykluczonych przyłącza się do rodziny poprzez złożenie hołdu i wyrazów szacunku oraz wybaczenie krzywdy.

Jak wygląda taki seans?

Prowadzący seans wybiera reprezentantów osób żywych i zmarłych, następnie „ustawia” ich w przestrzeni we wzajemnej relacji do siebie. Reprezentanci zaczynają zachowywać się jakby byli rzeczywistymi członkami rodziny. Dzięki temu ma wyjść na jaw, co naprawdę się w niej dzieje. Prowadzący przesuwa reprezentantów na różne pozycje, pytając jednocześnie: „Jak się teraz czujesz”, „Co się teraz w tobie pojawiło?” itp. To wywołuje w uczestnikach, nazywanych przez Hellingera klientami, bardzo silne emocje. Hellingerowscy ustawiacze są mistrzami w zadawaniu pytań, po których ludzie zaczynają przeżywać silne emocje, m.in. płakać.

Pseudonauka – co się dzieje , że w nią wierzymy? Przypadek znachora Jerzego Zięby.

Jakie są to pytania?

Prowadzący seans zwraca się do reprezentanta – „Jesteś reprezentantem dziecka, które w czasie wojny zostało odebrane Polakom przez Niemców. Po wywiezieniu do Niemiec słuch o tobie zaginął. Jak się czuje osoba, która straciła całą rodzinę?”. Potem ponagla: „Wejdź w to mocniej”. Naciska: „Jakie naprawdę było twoje cierpienie. Opowiedz o tym, jak cierpiałaś”. Wszystko rozgrywa się w wyobraźni reprezentanta, który nie ma pojęcia, co naprawdę mogło czuć tamto dziecko. Pojawiają się silne emocje, które konsolidują grupę. To przypomina zjawisko zwierania się sekt – np. w tzw. sektach końca świata, bardzo dobrze opisanych w psychologii społecznej. Gdy wyczekiwana apokalipsa nie nadchodzi, sekty nie rozpadają się, lecz dzięki intensywnemu doświadczeniu umacniają. Poza tym seanse mają filmową dynamikę, która może stanowić o ich atrakcyjności.

Niestety mimo wielu kontrowersji ustawienia rodzinne Hellingera są bardzo popularne, także w Polsce. Ich uczestnicy chętnie dzielą się na przeróżnych forach i stronach internetowych świadectwami skuteczności tej metody. Z czego ta popularność wynika?

Rzeczywiście wiele osób ma wrażenie, że po seansie czuje się  lepiej. W istocie przeżyli katharsis, które daje chwilową ulgę, ale nie leczy. W pseudoteorii Hellingera jest zawarte twierdzenie, że za cierpienie odpowiada tylko jedno wydarzenie z przeszłości. To znaczy, że na skomplikowane problemy można znaleźć łatwe rozwiązanie. Jest to kwintesencja psychologicznego populizmu. Ma być szybko i spektakularnie. To przyciąga ludzi, którzy łakną mocnego doświadczenia i jednocześnie bardzo chcą wierzyć w skuteczność tego co dzieje się na tych seansach. Niektórzy mogą się zmagać z problemami psychicznymi i są wtedy bardziej podatni na myślenie magiczne, na którym bazują ustawienia hellingerowskie. Inni mają potrzebę przeżywania świata w sposób prosty i zrozumiały, szukają szybkich rozwiązań.

Skuteczności ustawień  nie da się jednak zbadać.

To jest przede wszystkim jeden z najważniejszych zarzutów wobec Hellingera, który wprost mówi, żeby nie badać tej metody, bo inaczej przestanie być skuteczna. W wystąpieniach i swoich książkach podkreśla, że nie wie, skąd posiada wiedzę na temat ustawień. Ona miała na niego spłynąć. Należy przyjmować ją na wiarę. Ale skoro działa, to czy jest sens drążyć? Twierdzenie, że ustawienia rodzinne są skuteczne, przyjmuje się jednak na podstawie zadowolenia osoby tuż po zakończeniu seansu. Co się dzieje z nią po pół roku – nie wiadomo.

Ustawienia Helingerowskie są czasem określane jako psychoterapia grupowa. To wielkie nadużycie?

Psychoterapia to forma działań psychologicznych, które są zaplanowane, oparte na sprawdzonej wiedzy psychologicznej, odpowiednio dobrane do danej osoby i jej problemu, stosowane na podstawie prawidłowo postawionej diagnozy. Skuteczność psychoterapii w dużej mierze zależy od dobrze zbudowanej relacji psychoterapeutycznej. Psychoterapia jest rozciągniętym w czasie procesem, w trakcie którego pacjent przeżywa różne stany psychiczne.

Jak jest u Hellingera? Nie stawia się diagnozy, co wymaga przecież kilkuetapowych spotkań klinicznych, podczas których są weryfikowane hipotezy diagnostyczne. Seanse kończą się na jednym spotkaniu, ewentualnie mają charakter weekendowych warsztatów. Nie ma więc szans na nawiązanie relacji terapeutycznej. Tzw. ustawiacze hellingerowscy są głęboko niezainteresowani efektami swojej pracy. Nie sprawdzają, co się dzieje z uczestnikiem po zakończeniu seansu. Nie podlegają oni superwizji, w odróżnieniu od terapeutów, którzy mają obowiązek konsultować swoją pracę z doświadczonym, certyfikowanym superwizorem. Prowadzący seanse narzucają z góry określony porządek moralny. Nie można się nie zgodzić z prawem przynależności czy twierdzeniem o bezwzględnej racji starszych pokoleń. W terapii nie ma mowy o narzucaniu światopoglądu czy systemu wartości. Anonimowość w trakcie seansów nie istnieje. Tajemnica spotkania terapeutycznego na pewno nie jest częścią ustawień hellingerowskich. Te zarzuty sprawiają, że jest to metoda potencjalnie bardzo szkodliwa, zwłaszcza jeśli ktoś przychodzi z realnym cierpieniem.

Seans może nie pogorszyć mechanizmów psychopatologicznych powodujących cierpienie, ale może poważnie obniżyć stan psychiczny pacjenta. W gorszym przypadku nastąpi chwilowa poprawa, a potem pogorszenie. Psychologiczny efekt jojo. Groźny, bo pacjent na fali polepszenia stanu może zrezygnować z profesjonalnej pomocy psychoterapeutycznej. Poza tym osoby z zaburzeniami psychicznymi mogą zostać uwikłane przez grupę w mechanizmy, które tylko wzmocnią ich trudności. Nauczą się jednak z nimi funkcjonować. W efekcie mogą się uzależnić od metody, która nie leczy, lecz tylko obiecuje pomoc.

Co może zrobić osoba, która została skrzywdzona w trakcie seansu ?

Niewiele można zrobić. Jeśli prowadzący seans należy do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, można w trakcie sądu koleżeńskiego wyciągnąć wobec niego konsekwencje – od upomnienia przez odebranie certyfikatu psychoterapeuty, aż po usunięcie z Towarzystwa. Pomijając ustawiaczy hellingerowskich, jako terapeuci jesteśmy praktycznie nietykalni. Trudno pociągnąć nas do odpowiedzialności za popełnione błędy terapeutyczne. W naszym środowisku coraz częściej słychać głosy, że należy wprowadzić uregulowania prawne dotyczące zawodu terapeuty. Jeśli będziemy je mieć, łatwiej nam przyjdzie oddziaływać na paraterapie, takie jak hellingerowska. To nasza wspólna sprawa – cywilizować nasze środowisko poprzez tworzenie regulacji, do których zawsze można się odwołać. Także w walce z pseudoteoriami.